Szukaj na tym blogu

piątek, 3 lutego 2012

Pnące królowe.

Z powodu niepowtarzalnego uroku róże pnące będą atrakcyjnym dodadkiem w każdym ogrodzie i to w miejscach gdzie się będą najlepiej prezentować. Szczególną zaletą róż jest zwykle długi okres kwitnienia i jego powtarzanie. Róże pnące, a prawidłowo róże czepne, są pnączami prymitywnymi, gdyż nie mają wyspecjalizowanych organów czepnych trwale mocujących je do podpór, lecz wspinają się, czepiając kolcami. Jednak dzikim gatunkom np.róży wielokwiatowej w środowisku naturalnym pozwala to na osiąganie wysokości nawet 15m. TYPY WZROSTU. Wśród róż pnących można wyróżnić dwa typy wzrostu: pnące sztywne oraz pnące wiotkie. Róże pnące sztywne tworzą liczne, cienkie, elastyczne, słabo rozgałęziające się, nawet kilkumetrowej długości pędy. Rosną bardzo silnie, osiągając przeważnie 3-4m. Kwiaty są drobne, obfite, w bardzo dużych kwiatostanach. Natomiast róże pnące wiotkie mają zazwyczaj pędy mniej liczne, silnie rozgałęzione, grubsze, krótsze, oraz charakteryzują się zwykle słabszym wzrostem (1.5-4 w wysokości). Kwiaty tej grupy są przeważnie duże, często szlachetnego kształtu i pełne, osadzone pojedyńczo lub do kilkunastu w kwiatostanach. ZASTOSOWANIE. Róże pnące w ogrodzie stosowane są zwykle jako akcent i główna część kompozycji. Siła wzrostu róż pnących ma decydujący wpływ na możliwości ich zastosowania. Pędy róż typu rambler łatwiej wyginać i dopasować do kształtu skomplikowanych, a również dużych i naturalnych podpór. Róże typu climer-w większości nadają się do rozpinania na mniejszych konstrukcjach i kratkach. STANOWISKO. Róże pnące powinny znajdować się w miejscu zacisznym. Krzewy sadzi się w odpowiedniej odległści od ściany budynku (30-50cm) PODPORY. Powinny być one stabilne i trwałe. Przeważnie są to drewniane lub metalowe bramki, pergole, trejaże, stojaki i słupy. Róże na podporach wymagają podwiązywania. Wiązanie powinno być dość luźne, ale stabilne, za pomocą materiałów nie raniących pędów, łatwoschnących i wystarczająco mocnych.

Przeprowadzki

Jesień jest doskonałym okresem na przesadzanie większych drzew lub krzewów, jednak rośliny do tego zabiegu odpowiednio przygotować. Często zdarza się, że drzewa lub krzewy posadzone zostały za gęsto albo mała roślinka zamienia sie w zbyt dużą. W takich sytuacjach najlepszym rozwiązaniem jest przesadzenie roślin. Liściaste Drzewa czy krzewy liściaste, w zależności od wieku i gatunku przed przesadzeniem powinny mieć przycięte conajmniej o połowe wszystkie gałęzie, w celu zrekąpensowania późniejszej utraty korzeni. Chodzi o to, że roślina wiosną nie bedzie miała tyle korzeni co miała przed przesadzeniem i nie przycięcie jej spowoduje, że mała ilość korzeni nie będzie w stanie dostarczyć liściom odpowiedniej ilości wody i cała roślinka niestety uschnie. Wokół drzewa w odpowiednim promieniu (im większy tym lepiej) , w zależności od wieku i gatunku, należy wykopać rowek. Służy on do tego, abyśmy mogli podcinać korzenie roślin dookoła pnia. Pamiętajcie żeby korzenie ciąć ostrym szpadlem ukośnie, a grubsze korzenie należy skrócić toporkiem. Na końcu musimy skrócić korzenie rosnące pionowo (palowe położone najniżej) a jest to najtrudniejsza czynność. Wyciągamy drzewo z dołu na wcześniej rozłożoną folię i przenosimy na nowe miejsce. Zawsze zielone Proces przesadzania jest nieco bardziej skomplikowany w przypadku drzew lub krzewów iglastych i liściastych zawsze zielonych. Przesadzamy je stopniowo. W roku poprzedzającym przesadzanie, przycinamy bryłę korzeniową, podobnie jak w przypadku drzew i krzewów liściastych, jednak rośliny nie ruszamy, zostawiając ja w tym samym miejscu w którym rośnie. Chodzi oto żeby wytworzyła się duża ilość korzeni przybyszowych. Dla przyspieszenia tego procesu wokół drzewa należy wypełnić dobrą ziemią i torfową, która dobrze utrzymuje wilgoć. Drzewo po przycięciu korzeni należy zabezpieczyć specyjalnymi odciągami, aby się niewywróciło. Dopiero po roku od tego zabiegu możemy roślinkę przesadzic na nowe miejsce. Pamiętajcie aby nie obsypywać z niej ziemi im więcej jej będzie tym lepiej.

Zdążyć przed zimą

Sprzątajmy resztki roślinne po zbiorach warzyw w tunelach foliowych i szklarniach. Pod osłonami wykonujemy również konieczne prace uprawowe, porządkowe i konserwacyjne. Grządki po ostatnich zbiorach oraz zagony, na których wysiano nawozy zielone przekopujemy i pozostawiamy w ostrej skibie. Po kilku dniach, gdy skiby nieco przeschną, usuwamy z ich powierzchni rozłogi perzu i inne chwasty. Nie zapominajmy o nawożeniu zagonów nawozami organicznymi, w zależności od wymagań warzyw, które będą uprawiane w przyszłym roku. Możemy również uzupełnić zasobność gleby w nawozy potasowe i wapń.Wapnowania nigdy nie łączymy z nawożeniem organicznym. Warzywa zimujące na działce jak naprzykład: szpinak ozimy, sałata ozima, pietruszka, roszponka, pasternak po zamarznięciu gleby przykrywamy podwójną warstwą włókniny. Pod koniec listopada wysiewamy, na przygotowane w październiku zagony, nasiona machwi, kopru i pietruszki na wcześniejszy zbiór wiosenny. Podanie ścisłego terminu ozimowego jest trudne, zależy on bowiem od przebiegu pogody i warunków klimatycznychw danym rejonie. Nasiona bowiem wysiewa się w niezamarzniętą glebę, ale tuż przed mrozami. Chodzi o to, aby nasiona nie zdążyły skiełkować przed mrozami. Nasiona wysiewa się nico głębiej miż wiosną oraz zwiększając o 40% normę wysiewu. Do siewu przedzimowego nadają się odmiany wczesne, o krótkim okresie wegetacji. Przed mrozami wykopujemy i dołujemy kępy szczypiorku, przeznaczone na zimowe pędzenie. Nie zapominamy również, że trzeba starannie oczyścić narzędzia ogrodnicze i zabezpieczyć je przed zimą, natłuszczając ich metalowe części. Na okiennym parapecie zaczynamy pędzić korzenie pietruszki na natkę, szczypiorek i cebulę na szczypior. Możemy pędzić już cykorię sałatową, jeśli mamy odpowiednie do tego warunki.

Dom z bali czy mieszkanie

Stało się! Studia skończone, praca znaleziona, obrączka na palcu i tylko gromadki dzieci brak. Tylko tyle? Gdzie zatem z tą gromadką się podziać? Wystarczy spojrzeć na wychodzące z przedpokoju kolejne pary butów szanownej małżonki, żeby stwierdzić, że czas najwyższy na przeprowadzkę. Mieszkając w dużym, tłocznym mieście każdy zdaje sobie sprawę z faktu, jak trudno o spokojny kąt. Lata studiów przyzwyczaiły mnie do wynajmowania stancji lub studenckiego mieszkania, ale w końcu nadchodzi czas, aby wyprowadzić się "na swoje". Niestety, tutaj zaczynają się schody. Mimo że oboje z żoną zarabiamy niemało, mimo że co miesiąc płacimy za wynajem kwotę przewyższającą ratę kredytu, to jednak nikt nam nie zagwarantuje, że jeśli zdecydujemy się na zakup mieszkania, bank łaskawie zgodzi się udzielić nam pożyczkę. No właśnie - mieszkanie, czy dom? Wybór jest rzeczywiście bardzo trudny. W kalkulacjach trzeba przede wszystkim uwzględnić różnicę między cenami mieszkań w dużym mieście, a kosztami działki i budowy domu poza jego granicami. Okazuje się, że właściwie wychodzi na jedno, z tym jednak, że wyberając przedmieścia lub obszary wiejskie, za tę samą cenę zyskujemy znacznie więcej powierzchni. Oczywiście życie pod dużym miastem generuje dodatkowe koszty. Wystarczy pomyśleć choćby o ilości benzyny spalanej codziennie w trakcie dojazdu do pracy, dowożenia dzieci do szkoły itd. Gdzie zatem szukać oszczędności? Wydawać by się mogło, że przede wszystkim w cenie ziemi, ale okazuje się, że nie tylko. Coraz większą popularnością i póki co ciągle znośnymi cenami "cieszą się" domy drewniane - domy z bali, bo tak też można je nazywać maję tę zaletę, że budowa ich nie zajmuje tyle, co tradycyjnego budynku. Najnowsze metody impregnacji drewna sprawiają, że domy konstrukcyjne są nadzwyczaj odporne na ogień. Ponadto okazuje się, że możliwość położenia tynków lub zainstalowania płyt regipsowych nie skazuje nas na mieszkanie w "domku myśliwskim" z wyłażącą zewsząd instalacją.

Smętarz dla zwierzaków"

Taki tytuł nosi najstraszniejszy – chyba – horror Stephena Kinga. Mowa tu o powieści, która - od 1983 roku - zawładnęła umysłami wszystkich wielbicieli talentu pisarza. Moc rażenia trwa do dziś! Akcja historii dzieje się (oczywiście!) w - uwielbianym przez „Króla” - stanie Maine. Louis, doktor medycyny, wraz ze swą żoną Rachel i małymi dziećmi, Ellie i Gagem, przeprowadza się do niewielkiej w miejscowości, w której pan domu dostaje pracę na szpitalnym etacie. Miejsce zamieszkania jest piękne i spokojne, więc pociechy mogą dorastać w malowniczym, zalesionym otoczeniu. Rodzina szybko zaprzyjaźnię się z sąsiadami. I tylko czasem, smutniejsze obrazy z przeszłości (śmiertelna choroba siostry Rachel oraz problem personalny, z jakim - w poprzedniej pracy - zmagał się Louis) przeplatają się z dość radosną teraźniejszością. Powieść nabiera rozpędu. Louis w towarzystwie swego nowego, wiekowego znajomego, zwiedza okolice. Droga przez las wiedzie na stary, opuszczony cmentarz dla zwierząt (przez miejscowe dzieciaki nazwany „smętarzem”), na którym - wiele lat temu – swych zmarłych grzebali Indianie z plemienia Micmaców. To w tym miejscu, za radą sąsiada, Louis zakopie ciałko kota Ellie. Zwierzę wpadło pod koła jednej z (często przejeżdżających pobliską drogą) wielkich ciężarówek. Stało się to pod nieobecność Rachel i dzieci, więc mężczyzna, chcąc uniknąć smutku swej córeczki, uwierzył w miejscowe opowieści o zmartwychwstaniu, które gwarantuje pochówek na owym „smętarzu”… Nim rodzina Louisa wróci do domu, kot – rzeczywiście – powstanie z grona zmarłych istot, ale dokona się w nim przedziwna przemiana. Nie chcąc zdradzać reszty historii, warto jeszcze wspomnieć, że nie o nawiedzonego kota rzecz się rozchodzi. Legenda głosi bowiem, że kto raz poczuje indiańską moc panowania nad życiem i śmiercią, ten będzie chciał sprawdzić, jak działa ona w wypadku wskrzeszania… ludzi. Wkrótce więc, w magicznej, cmentarnej ziemi spocznie ciało człowieka. Jak do tego doszło – poczytajcie sami, a potem – dla konfrontacji – obejrzyjcie kinową daptację „Smętarza”. W 1989 roku powieść - na duży ekran - przeniosła amerykańska reżyserka, Mary Lambert. Oczywiście, żeby uwiarygodnić całe story, mistrz King odwołuje się do wielu faktów z życia lekarza rodzinnego, do zjawisk paranormalnych, dotyczących pradawnych, indiańskich rytuałów oraz do prawa, zgodnie z którym funkcjonują w USA cmentarze różnych religii. W świetle tej wiedzy, bohater książki nie mógłby – tak po prostu – pogrzebać na terenie dawnej, indiańskiej nekropolii zwierzęcych lub ludzkich szczątków. Jak zapewnia jeden z zakładów pogrzebowych z Wrocławia, byłoby to przestępstwo prawne, dotyczące bezczeszczenia miejsca, ciała i pamięci o zmarłych. Dlatego Louis decyduje się na ryzykancki krok. Siła cmentarzyska jest bowiem tak wielka, że przysłania racjonalizm. O efektach powyższych poczynań, poczytajcie na stronach znakomitej – klasycznej powieści grozy, autorstwa Stephena Kinga.

Pogrzeb pupila

Gdy odchodzi nasz ukochany czworonóg, chcielibyśmy godnie go pożegnać. Przecież pies czy kot żył z nami długie lata, towarzysząc w codziennych zmaganiach, radościach, smutkach i rodzinnych przeobrażeniach. Nic dziwnego, że wiele osób nie wyobraża sobie, że – tak po prostu – odda zwierzę do spalenia, czy zostawi ciało przyjaciela w gabinecie weterynaryjnym. Pamiętajmy, że - zgodnie z prawem - nie możemy sami zakopać naszych milusińskich nad rzeką lub w parku. Istnieje bowiem ryzyko, że truchło zostanie odkopane przez inne zwierzęta, przez bawiące się dzieci czy dostanie się z powrotem na powierzchnię w wyniku prac remontowanych, budowlanych, przeprowadzanych właśnie w miejscu pochówku. Wówczas, gdy tożsamość właściciela psa lub kota zostanie ustalona, grozi nam kolegium. Zakopywanie zwierząt musi odbywać się więc zgodnie z przepisami. Dlatego, jeśli nie mamy własnej działki, zdajmy się na firmy, od lat praktykujące takie procedery. W wielu miastach działają specjalne krematoria, posiadające komorę do spalania zwierząt. Jest ona używana tylko w tym celu. Bywa, że w ciągu dnia spopiela się w niej szczątki wielu bezpańskich kotów lub psów, które uśpił weterynarz i - za pobraniem opłaty od właścicieli zwierzaka – przywiózł na grupową kremację. Jeśli chcemy indywidualnego zabiegu, musimy ponieść wyższe koszty – szczegółowymi informacjami dysponuje, na przykład, krematorium we Wrocławiu, od lat działające na rzecz należytego traktowania trucheł zwierzęcych. Miauczącym oraz szczekającym ongiś towarzyszom rodzin winno się okazywać uznanie i miłość. Stąd pomysł na zakładanie cmentarzy dla zwierząt. Choć nie działają one w każdej miejscowości, ludzie z różnych części Polski przywożą na te oryginalne nekropolie prochy lub ciała swych pupili. Chowane są one wraz z ulubionymi zabawkami, smyczami, obróżkami, kocykami i poduszkami. Nagrobki są przystrajane figurkami zwierzęcymi, wiatraczkami, świeczkami oraz pamiątkowymi tablicami: „Cezar. Był wierny”; „Tu leży nasz najlepszy kumpel Goofy – brakuje nam Ciebie, Stary!”; „W wieku niespełna trzech lat opuściła nas Kicia Klarcia. Kochaliśmy Ją i zawsze będziemy kochać.” Wzruszające wyznania, cytaty i starannie grawerowane imiona zwierzaczków mogą zadziwiać tych, którzy nigdy nie mieli w domu czworonoga. Tych, którzy mają, mieli i pewnie będą jeszcze mieć następnego, wiernego druha, takie obrazki nie dziwią… Jak zapewniają firmy - między innymi - świadczące pogrzebowe usługi we Wrocławiu, a imające się głownie pochówkiem zwierzaków, na brak chętnych nie można narzekać. Ludzie chcą żegnać, a potem ze „świeczką pamięci” odwiedzać swych najbliższych. Nawet jeśli mowa tu o zwierzętach, które odeszły…

Jak wybrać zestaw obiadowy?

Podejmowanie decyzji nastręcza nam dzisiaj wielu problemów. Powód jest jeden – mamy wybór, więc dłużej się zastanawiamy, odkładamy podjęcie decyzji. Dotyczy to różnych sfer naszego życia, również zakupów, zarówno towarów, jak i usług. Problem pojawia się również, gdy trzeba wybrać zestaw obiadowy. Czasy, kiedy braliśmy to, co było dawno minęły. Dziś wybór zarówno w fizycznych sklepach, jak i sklepach internetowych jest tak duży, że przyprawia co najmniej o zawrót głowy. Jak wybrać ten jedyny wśród geometrii kształtów, kolorów i marek? Podpowiadamy! Zacznijmy od najłatwiejszego – dla ilu osób ma być przeznaczony serwis obiadowy? Najpowszechniejszy jest serwis dla 12 osób, jednak możemy znaleźć również mniejsze, dla 6 osób. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żebyśmy zaopatrzyli się w serwis obiadowy, który będzie przeznaczony dla 24 osób, jeśli nie uda się takiego znaleźć, zawsze można kupić dwa mniejsze. Potem przychodzi rzecz najważniejsza – wygląd. Musimy zwrócić uwagę zarówno na kształty poszczególnych elementów, jak i ich kolorystykę. Ważny jest również charakter zestawu – pasować do niego muszą nie tylko sztućce, ale też aranżacja wnętrza. Przecież nikt do wnętrza w stylu rustykalnym nie „wprowadzi” zastawy o geometrycznych, prostych, surowych kształtach. Co do koloru, to wybór jest naprawdę spory, jednak zarówno do nowoczesnych, jak i klasycznych wnętrz pasować będzie biały. Jest to też najpopularniejszy kolor, jeśli wychodzi o wybór wśród klientów. Ważne jest również zwrócenie uwagi na markę. Mało kto chce chyba wybierać wśród chińskich producentów, zdecydowanie lepsze jakościowo okażą się produkty polskich producentów. Oprócz kwestii wyglądu i marki, zwróćmy również uwagę na aspekt praktyczny. Zacznijmy od mody. Zestaw obiadowy to inwestycja na kilka lat, dlatego ostrożnie z obowiązującymi trendami. To, co w tym roku jest „in”, w kolejnym może okazać się zupełnym brakiem smaku właściciela. Lepiej więc wybrać coś, co jest uniwersalne, nieśmiertelne. Druga ważna kwestia – zmywanie. Jeśli posiadamy zmywarkę, szukajmy takiego zestawu, który będzie można w niej śmiało myć – należy zwrócić uwagę, że nie każdy się do tego nadaje. Na koniec kwestia ceny. To wygląda różnie – wszystko zależy od marki danego zestawu, czy też jakości materiału, z którego został wykonany. Według nas lepiej zapłacić więcej – zasada, że coś, co jest droższe, jest lepsze, w przypadku serwisów obiadowych się sprawdza.